Mamy teraz „kulturę śmietnikową”. W każdym osiedlu, w każdej posesji najważniejszy jest śmietnik. Ja wiem, że 30 czy 40 lat temu, jak te osiedla były wznoszone, kubły na śmieci były bez kółek i dlatego śmietniki umieszczano przy ulicach, żeby nie było trudności z ich opróżnianiem. Ale dziś ? Wszystkie kubły są na kółkach i nie ma żadnego uzasadnienia lokowanie śmietnika przy ulicy – a dalej tak się projektuje. To samo w zabudowie jednorodzinnej – kubeł na odpadki kuchenne powinien być w pobliżu kuchni, na odpady zielone w ogrodzie itp., a w te dni, kiedy określone odpadki są odbierane, należy je wystawić przed ogrodzenie. Tymczasem u nas wszystkie kubły są w specjalnym ogrodzeniu, otwartym od ulicy, a niedostępnym od strony wnętrza posesji. I w ten sposób „mój śmietnik świadczy o mnie” – niech żyje „kultura śmietnikowa”!
CIĄG DALSZY NASTĄPI …
Mam taką nadzieję – dziś miałam telefon z Zamku w Brzegu dotyczący mojej wiedzy o tak zamierzchłych czasach, jak jego odbudowa. Może więc ruszy się coś w przywracaniu świadomości dzisiejszych mieszkańców i gości dokonań ich poprzedników, ludzi mego pokolenia, którzy poświęcili swój talent i pasję przywracaniu świetności tego miejsca. Będę bardzo szczęśliwa, jeśli moje nadzieje się spełnią. Na razie – bądźmy dobrej myśli.
BRZEŻANY
Dziś na Zamku Piastów Śląskich w Brzegu odbył się wernisaż wystawy „BRZEŻANY. OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA” – ze zbiorów Ryszarda Brzezińskiego. Jest to pierwsza wystawa z nowego cyklu, poświęconego miastom kresowym drugiej Rzeczypospolitej. Niestety, nie mogłam być tam obecna, bo dopiero od dwóch tygodni mam wszczepiony rozrusznik, a jakoś trudno mi było znaleźć kogoś z samochodem, chętnego do podwiezienia.
Dlaczego o tym piszę? Bo właśnie ja na tzw. „Ziemie Odzyskane” przyjechałam z Brzeżan. Byłam wtedy dzieckiem, miałam 11 lat i pamiętam kilkutygodniowe jesienne koczowanie na węzłowej stacji Potutory (linia kolejowa z Brzeżan do Lwowa była zbombardowana). Nasz transport był podobno ostatni, a czekaliśmy tak długo, bo banderowcy zamordowali kierownika naszego pociągu. Potem okrężną drogą jechaliśmy do Lwowa i dalej na zachód. Cała podróż trwała przeszło 2 tygodnie, a był to już listopad 1945 roku. Dla nas, dzieci, to wszystko było zabawą, przygodą. To że się spało w zimowych ubiorach, tylko pod przykryciem z jakiejś plandeki, że się jechało w padającym śniegu lub deszczu, że jak pociąg stawał, to nie wiadomo było, kiedy ruszy dalej … Ale jak sobie pomyślę, co przeżywała wówczas moja Mama, to mi się zimno robi. Wszystko spoczywało na jej barkach, bo Ojciec mój był stary i był raczej jeszcze jednym obciążeniem, tak jak ja z bratem. O tym, jak nas okradli pakujący nas ludzie z obsługi pociągu, zabierając kufer z lepszą odzieżą, czy ściągając przed granicą kosz od bielizny z całym naszym jedzeniem można by napisać tomy. Ale jeszcze więcej powinno się napisać o współtowarzyszach z transportu, którzy przynosili nam część swoich zapasów, żebyśmy nie zginęli z głodu. Dzięki nim dojechaliśmy szczęśliwie.
Jak to się dziwnie plecie. Po wielu, wielu latach – ja, przybyła niegdyś z Podola, mogłam się przyczynić do przywrócenia świetności temu Zamkowi, w którego murach otwarto tę wystawę. I w Brzeżanach był zamek – możnego kresowego rodu Sieniawskich. Nagrobki Sieniawskich w Kaplicy Zamkowej były ponoć warte nawet wawelskich – nic z tego nie zostało. Gdy Armia Czerwona zajęła miasto, w tej Kaplicy urządzono stajnię. Widziałam to jako dziecko. Może dlatego w swojej zawodowej działalności miałam sentyment do przywracania życia miejscom zdegradowanym. Może?
ROLNICTWO
O właśnie – słucham radia i wreszcie słyszę to, co powinni słyszeć wszyscy. Przecież to, co wygadywał dziś pan Kołodziejczak, to są wierutne bzdury. Żaden minister ani prezydent nie doda ani grosza do cen płodów rolnych, gdyż nie od nich to zależy. Dlaczego dobrze się ma produkcja mleczarska, a owocowa i jarzynowa nie? Bo mleczarstwo ma swoje organizacje – spółki czy spółdzielnie – i pojedynczy rolnik nie sprzedaje swego mleka gigantom handlowym. A producenci owoców płaczą, że im pośrednicy płacą za mało. Ale do głowy im nie przyjdzie, żeby się zjednoczyć i negocjować ceny bez pośredników. Właśnie w radiu mówią o „grupach producentów rolnych” i tym podobnym pomysłach, które mogłyby spowodować poprawę opłacalności produkcji rolnej. Podobno „myślenie ma u nas kolosalną przyszłość”, tylko z teraźniejszością jest dużo gorzej.
RELIGIA W SZKOLE
Słucham radia i uszom nie wierzę – jakiś przedstawiciel episkopatu twierdzi, że „religia zawsze była w szkole, z wyjątkiem okresu komunistycznego od roku 1960 do 1990”!
Nieprawda ! Religia była w szkole zaraz po wojnie, kiedy przysłani z Moskwy komuniści jeszcze udawali, że są rządem „wszystkich Polaków”. Skończyło się to w 1948 roku. Wtedy zlikwidowano powojenne harcerstwo, religię w szkole i utworzono ZMP – Związek Młodzieży Polskiej, do którego mieli należeć wszyscy młodzi Polacy. Doskonale to pamiętam – w mojej klasie była młoda repatriantka z Francji, która była przewodniczącą klasowego koła ZMP. Ja się zawsze dobrze uczyłam, więc ona koniecznie chciała mnie widzieć w tym kole, ale ja byłam uparta – mnie zlikwidowali moje ukochane harcerstwo, więc żadna inna organizacja mnie nie interesowała. Musiałam mieć tylko dobre stopnie, żeby brak przynależności do ZMP nie był przeszkodą w późniejszym okresie.
W dodatku po roku 1948 nie było też nauki religii w kościele – po prostu nie było jej nigdzie. Nie wiem, kiedy zaczęto uczyć religii na parafiach. W każdym razie w drugiej połowie lat 60-tych, kiedy moje dzieci poszły do szkoły, już była w salkach katechetycznych na parafii. Wydaje mi się, że to był najlepszy okres w nauczaniu religii. Uczestnicy tych grup byli zmotywowani do nauki i jeżeli prowadzący katecheta był mądry i potrafił rozmawiać z młodzieżą, dzieci starsze i młodsze chodziły bardzo chętnie na te spotkania. Często też angażowały się w różne aktywności na parafii.
ŻYCZENIA
Wszystkim, którzy tu trafią, życzę Wesołych Świąt i Dosiego Roku. Piszę to razem, choć teraz wszędzie piszą to osobno, ale sto lat temu (i w ogóle przed wojną) pisano to razem. Wg mnie jest to wyrażenie idiomatyczne i bez względu na źródłosłów powinno być pisane razem. Mam nadzieję, że w końcu filolodzy dojdą do tego, żeby wrócić do starego sposobu pisania.
ĆWICZENIE
Majka mi poleciła ćwiczyć nabyte umiejętności, próbuję więc to robić.
To jest zdjęcie z czasów budowy balustrady krużganków, które miałam w całym zestawie zdjęć z Brzegu. Nie wiem, jak będzie wyglądało dodawanie zdjęć z innych miejsc, ale na dziś to już wystarczy.
PODZIĘKOWANIE
Dzięki Majce udało mi się zamieścić tekst o dziedzińcu zamku w Brzegu, który czekał od sierpnia. Hip, hip, hurra!
Majeczko – buziaczki!
DZIEDZINIEC ZAMKU PIASTÓW ŚLĄSKICH W BRZEGU
Pierwszy raz zobaczyłam zamek w Brzegu na początku lat 50-tych, najpewniej w czasie szkolnej wycieczki. Zapamiętałam z ówczesnego dziedzińca jedno przęsło krużganków na trzech kondygnacjach, tuż obok bramy (dużo później dowiedziałam się, że była to makieta gipsowa). Przęsło to, postawione niedługo przed wojną, było wyrazem poglądu niemieckich konserwatorów na domniemany wygląd dziedzińca zamkowego przed zniszczeniem (il. 1)
Na zdjęciu widać dobrze kolumny pierwszego piętra – mają głowice jońskie, tak jak kolumny parteru. Konserwatorzy niemieccy przyjęli, że głowice kolumn wszystkich kondygnacji krużganków były takie same jak te zachowane w przyziemiu (il. 2).
Drugi raz pojechałam do Brzegu, gdy zostałam kierowniczką Zakładu Doświadczalnego przy Instytucie Historii Architektury, Sztuki i Techniki Politechniki Wrocławskiej (IHAST). Gdzieś w roku 1970 nasz Zakład otrzymał zlecenie od Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków (WKZ) w Opolu, pani Jesionowskiej, na opracowanie projektu krużganków dziedzińca Zamku Piastowskiego w Brzegu.
Projekt odbudowy zamku, opracowany w warszawskim oddziale PP Pracownie Konserwacji Zabytków (PKZ) przez architektów Tomasza Kornackiego i Wacława Podlewskiego, nie był poprzedzony żadnymi badaniami stanu pierwotnego obiektu, ani nie korzystał z prowadzonych od 1961 r. przez Politechnikę Wrocławską badań architektoniczno-archeologicznych. Przewidywał on żelbetową konstrukcję krużganków dziedzińca, okładaną piaskowcem. Zresztą nie tylko konstrukcyjne elementy miały być tak wykonane – nawet tralki balustrady miały mieć rdzeń żelbetowy i piaskowcową okładzinę. Dokumentacja wykonawcza krużganków zajmowała całą szafę biurową, gdyż wszystkie kawałki okładzin narysowane były w skali 1:1, a niektóre elementy miały nawet po cztery i więcej takich kawałków. Wygląd krużganków był oparty na poniemieckiej gipsowej makiecie przęsła przy bramie wjazdowej, stojącej do czasu rozpoczęcia odbudowy zamku (il. 1).
Na szczęście dyrektor Instytutu (wówczas już docent) Jerzy Rozpędowski pełnił z ramienia opolskiego WKZ nadzór konserwatorski nad pracami na zamku, prowadząc równocześnie badania architektoniczno-archeologiczne. Po konsultacjach z konstruktorami, współpracującymi z naszym zakładem, zawetował projekt warszawskich architektów w części dotyczącej dziedzińca, jako niezgodny z zasadami konserwatorskimi oraz błędny od strony konstrukcyjnej (inna jest mrozoodporność betonu, a inna piaskowca; po paru sezonach zimowych okładziny spojone zwykłą zaprawą cementową zaczęłyby odpadać – do dzisiejszych technologii było wówczas bardzo daleko). Zapadła decyzja budowy kamiennych krużganków (il.3).
W trakcie prowadzonych na zamku badań, Rozpędowski odkrył pod tynkiem na I piętrze krużganków pozostałość po skutej głowicy półkolumny. Proporcje tego kamiennego fragmentu nie pozostawiały wątpliwości, że nie mogła to być głowica jońska, ale wydawało mu się, że nie może to być i głowica koryncka. Doszedł do wniosku, że była to nietypowa głowica z jednym rzędem liści akantu i okrągłym abakusem.
Moim zadaniem, jako kierującej Zakładem Doświadczalnym IHAST, było sporządzenie architektonicznego projektu kamiennych krużganków. Trzeba było zacząć od dokładnej inwentaryzacji ścian zamkowych okalających dziedziniec, gdyż pobieżna konfrontacja projektu warszawskiego ze stanem faktycznym wykazała duże niezgodności. Same pomiary były zadaniem dość karkołomnym, jako że krużganki istniały w formie szczątkowej – pozostało tylko parę przęseł parteru. Gdy rozpoczynaliśmy pracę, w niektórych wnętrzach nie było stropów, ściany więc były z zewnątrz i od wewnątrz niedostępne. W tamtym czasie nie było tak powszechnych dzisiaj rurowych rusztowań ani samochodowych podnośników do prac wysokościowych. Zdecydowaliśmy się na wykonanie inwentaryzacji przy pomocy fotogrametrii.
Zdjęcie fotogrametryczne charakteryzuje się brakiem skrótów perspektywicznych, może więc służyć do pomiarów. Mierząc jakiś odcinek ściany na parterze – dostępny bez problemów – i ten sam odcinek na zdjęciu otrzymywało się proporcje, które należało zachować przy rysowaniu.
Zdjęcia skrzydła południowego, które stanowiło największe wyzwanie, wykonano z dachu baraku, w którym mieściło się biuro odbudowy, położonego naprzeciw południowego skrzydła zamku, poza dzisiejszą ścianą północną (il. 4). Zdjęcia skrzydła wschodniego wykonano z okien skrzydła zachodniego (il. 5).
Elewacje zostały pomierzone i można było przystąpić do rozrysowywania krużganków.
Projektowanie rozpoczęłam od rozrysowania kolumn przyziemia wg istniejących reliktów. Północne krańce krużganków miały być zakończone klatkami schodowymi, których fundamenty odkryto w czasie badań. Badania wykazały również, że całe założenie było od północy zamknięte murem kurtynowym, który postanowiono odtworzyć (il. 6).
W czasie prac inwentaryzacyjnych odkryto też nad bramą fragment bazy kolumny I piętra, który miał inne zakończenia od strony bramy i inne z drugiej strony, co uznaliśmy za dowód, że nad łukiem bramy nie było balustrady. Nie było żadnego wiarygodnego przekazu dotyczącego wyglądu tego fragmentu, więc nie mogło być mowy o rekonstrukcji (il. 7).
Na rysunku dobrze widać różne potraktowanie balustrad nad bramą i na pozostałej części krużganków. Nad bramą zaprojektowaliśmy gładkie płyty piaskowcowe z tym, że na rysunku zaproponowałam wypełnienie ich pól napisami informującymi o historii budowy i odbudowy zamku. Zapełnienie pustych miejsc drobną formą, jaką stanowiłoby pismo, wyszłoby na dobre wizerunkowi samej bramy, dla której gładkie tafle kamienia są za ciężkie w zestawieniu z koronkową dekoracją rzeźbiarską zachowanej części (il. 8).
Niestety, Rozpędowski z wrodzonej skromności nawet nie poruszył tej kwestii w kontaktach z panią Jesionowską z wielką szkodą dla obecnego wyglądu zwieńczenia bramy.
Dla mnie wypełnienie tych pól napisami byłoby dopełnieniem widoku bramy, zgodnym z charakterem tego obiektu i „duchem epoki”. Umieszczenie zaś w tak widocznym miejscu historii odbudowy zamku nie pozwoliłoby na powielanie fałszywych informacji o odbudowie obiektu.
Jak wspomniałam, sprawą mocno dyskusyjną był kształt głowicy kolumn I piętra. Rozpędowski nie miał jasnego pomysłu na jej kształt. Wydawało mu się, że może to być tylko głowica „niby koryncka” z jednym rzędem liści akantu i okrągłym abakusem. Ja bardzo sceptycznie odniosłam się do tego pomysłu. Pomimo leżących na moim biurku zdjęć skutego fragmentu, do którego rzeczywiście nie pasowały żadne znane nam głowice korynckie, postulowany okrągły abakus nie dawał mi spokoju. Wydawał mi się elementem z innej bajki – renesansowe głowice korynckie nie znały takiej formy.
8. Widok fragmentu dziedzińca zamkowego przy końcu odbudowy.
Siedząc któregoś dnia przy desce (kreślarskiej! mowa o tych czasach, gdy architekt pracował przy desce, a nie na komputerze), zastanawiałam się po raz kolejny nad rozwiązaniem tego dylematu. Jak musiałaby wyglądać głowica koryncka, żeby jej przekrój przez środek był identyczny ze śladem w ścianie zamku? Zaczęłam ją sobie na boku szkicować, cały czas pamiętając o skutym fragmencie. Po narysowaniu ze zdziwieniem stwierdziłam, że gdzieś już to widziałam – chwyciłam zdjęcia detali ścian od strony dziedzińca i – ależ tak!
Podobne głowice mają pilastry w portalach wychodzących na niegdysiejsze krużganki i pilastry flankujące bramę od strony dziedzińca. Dotychczas nikomu z nas nie przyszło do głowy, że głowice kolumn mogą być podobne do głowic pilastrów.
Bardzo podekscytowana pokazałam rysunek i zdjęcia szefowi. Przyjrzał się im bardzo dokładnie bez słowa komentarza, choć było to zupełnie niezgodne z jego koncepcją. Następnego dnia przyniósł mi zdjęcie krużganków zamku w Guestrow, będącego dziełem tegoż Franciszka Parra, twórcy brzeskiego dziedzińca. Głowice kolumn I piętra miały wygląd taki sam, jak wymyślony przeze mnie poprzedniego dnia. To zadecydowało, że mój projekt został zaakceptowany.
Pozostało narysowanie projektu głowicy w skali 1:1 (il. 9) i na podstawie tych rysunków artysta rzeźbiarz Władysław Tumkiewicz wykonał model i odlew gipsowy (il. 10), który posłużył do wykonania wzorcowej głowicy kamiennej (jeszcze parę lat temu znajdowała się na dziedzińcu zamku).
Tak wygląda pełny obraz dochodzenia do dzisiejszego wyglądu zamkowego dziedzińca. Dziś widzowi patrzącemu na piękne arkady nie przyjdzie do głowy, że mogłyby one wyglądać zupełnie inaczej. Stare polskie przysłowie mówi: „cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie”. Myślę, że pasuje tu, jak ulał.
Nie wszyscy muszą być entuzjastami rekonstrukcji architektury zabytkowej. Jak pisze M. Zlat („Brzeg”, Ossolineum, 1979), „W trwającej kilka lat dyskusji nad projektem restauracji zamku wysuwano różne pomysły ożywienia zabytku bez uzupełniania go rekonstrukcjami, tym bardziej tu nie wskazanymi, że musiały odtwarzać niezbyt dobrze znany stan sprzed dwu stuleci. Ostatecznie jednak raz jeszcze zwyciężyła konserwatywna koncepcja rekonstrukcji.”
Należy zwrócić uwagę, że decyzja o zmianie projektu rekonstrukcji krużganków dziedzińca zamku w Brzegu została poprzedzona gruntownymi badaniami architektoniczno-archeologicznymi, które pozwoliły przybliżyć nas do wiedzy na temat stanu obiektu przed dwoma stuleciami. Nie wiemy, jak by wyglądał dziedziniec zamku, gdyby zwyciężyła inna koncepcja. Natomiast efekt tej „konserwatywnej” możemy podziwiać obecnie.
Pisząc o zamieszczaniu fałszywych informacji o historii odbudowy zamku, myślę o tych zawartych w opracowaniu M. Zlata „Zamek piastowski w Brzegu” (Instytut Śląski w Opolu, 1988), który za jedynych autorów odbudowy uważa Kornackiego i Podlewskiego, zaś z Rozpędowskiego zrobił „nadzorcę prac budowlanych” (sic!). W rzeczywistości architekci warszawscy są autorami odbudowy zamku z wyjątkiem dziedzińca. Autorem koncepcji projektu rekonstrukcji dziedzińca zamkowego jest bezsprzecznie prof. dr arch. Jerzy Rozpędowski, ja zaś jestem autorką projektu rekonstrukcji głowicy kolumny I piętra oraz opracowania projektu całości. Wysłałam wówczas do prof. Zlata sprostowanie, ale nie doczekałam się ani sprostowania, ani odpowiedzi.
Tekst ten był zamieszczony w pierwszym numerze PARANTELI – rocznika Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego we Wrocławiu z roku 2016. Niestety, kiepskie ilustracje spowodowały, że przeszedł bez echa. Można zapytać: dlaczego opublikowaliśmy tego typu tekst w zeszytach Towarzystwa Genealogicznego? Przecież tu nie ma słowa o genealogii, nieprawdaż?
Owszem, to prawda. Ale poszczególne fragmenty opracowań genealogicznych stanowią przyczynek do dziejów całego społeczeństwa – są kamyczkami większej mozaiki. Takimi samymi kamyczkami są wiadomości o zdarzeniach nam współczesnych, które, nieudokumentowane, umykają naszej pamięci. Dlaczego nie staramy się o podkreślanie naszego wkładu w przywracanie pewnych wartości naszej kulturze? Książęta brzescy, mimo silnych związków z kulturą niemiecką oraz politycznej podległości koronie czeskiej, byli dumni ze swojego pochodzenia od królewskiego rodu Piastów i ten swój rodowód pokazali całemu światu na elewacji bramy zamkowej. Panowali na ziemiach, gdzie na wsiach do ostatniej wojny można się było porozumieć po polsku. Tymczasem my, opowiadając o czasach minionych, pokazujemy prawie wyłącznie dokonania autorów niemieckich, zapominając o własnych osiągnięciach. Niech ten tekst przywróci właściwe proporcje w spojrzeniu na brzeski Zamek – miejsce naszych dorocznych spotkań genealogicznych.
Korzystałam z:
– własny tekst autorki w księdze pamiątkowej „Nie tylko zamki”, szkice ofiarowane prof. Jerzemu Rozpędowskiemu w 75 rocznicę urodzin, wyd. Oficyny Wydawniczej Politechniki Wrocławskiej Wrocław 2005, str. 147-152;
– Jerzy Rozpędowski, „Rezydencja piastowska w Brzegu” – komunikat z badań archeologicznych w roku 1961, Zeszyty naukowe Politechniki Wrocławskiej, Wrocław 1963;
– Mieczysław Zlat, „Brzeg”, Ossolineum 1979;
– Mieczysław Zlat, „Zamek piastowski w Brzegu”, Instytut Śląski w Opolu, Opole 1988.
WERNISAŻ WYSTAWY NA DWORCU GŁÓWNYM
Dziś, (tj. 7.12.) odbył się wernisaż naszej wystawy w filii Biblioteki Publicznej na Dworcu Głównym we Wrocławiu. Były plansze do oglądania (i czytania), występ wokalny, przemówienia i degustacje ciast i owoców oraz napojów (nie-wyskokowych). W spotkaniu uczestniczyli przeważnie autorzy wystawianych plansz.