Chyba się już zupełnie zestarzałam, bo coraz więcej rzeczy mnie wkurza. Dawniej jakoś przechodziłam nad nimi do porządku, a teraz nie mogę. Jedną z takich wkurzających spraw jest nazewnictwo. Podporządkowujemy się jakimś wyimaginowanym zasadom nie pamiętając o naszych tradycjach językowych. Doskonale pamiętam, jak przez jakiś czas obowiązywała u nas nazwa „India” zamiast „Indie”. Potem, na szczęście, Indie wróciły. Teraz zamiast Cyganów mamy Romów. Podobno dlatego, że oni sami siebie tak nazywają. No to co? Niemcy też sami siebie nazywają „Deutsch”, czy my wobec tego mamy zamiast „Niemcy” mówić „Dojcze”? Włochów też tylko my tak nazywamy. Czy mamy to zmieniać? Przecież to czysty kretynizm. Jak tak dalej pójdzie, trzeba będzie nasze wnuki wyposażać w nieliche „Słowniki nazw zapomnianych” przy każdej piosence jak „Graj piękny Cyganie” lub „Cygańska ballada”, nie mówiąc o operetkach. „Pawiem narodów jesteś i papugą” o naszej ukochanej ojczyźnie powiedział kiedyś poeta. Można by jeszcze dodać małpę.
Kiedy jedynie słuszną ideologią była jeszcze przyjaźń ze Związkiem Radzieckim, na naszych uczelniach pojawili się „kandydaci nauk”, a strukturę szkół wyższych zaczęto zmieniać, wprowadzając „Instytuty”. Potem, po pewnym czasie, wszystko wróciło do normy. Ale nie na długo. Teraz zapanowała moda na „uniwersytety branżowe”. Dlaczego? Bo podobno tak jest „na zachodzie”. U nas „uniwersytet” to była uczelnia posiadająca wiele kierunków studiów – od matematyki poprzez wszelkie filologie, nauki o ziemi, nauki społeczne aż po teologię np. Jeśli uczelnia kształciła tylko w jakimś jednym kierunku, była Akademią – Medyczną, Sztuk Pięknych czy Rolniczą. Nic im to nie ujmowało, niektóre miały bardzo piękne tradycje. No ale teraz małpujemy „zachód”. I wcale nie oglądamy się na to, że na tym zachodzie też są uczelnie nie mające w nazwie uniwersytetu. Tłumaczenie jest takie, że jak tego nie wprowadzimy, na zachodzie nie będą nas traktować poważnie. Coś mi się zdaje, że jest wprost przeciwnie. Zdaje się, że z renomowanych szkół wyższych jedna SGGW nie poddała się tej „modzie” i pozostała „Szkołą Główną Gospodarstwa Wiejskiego”. Miło, że choć jedna uczelnia wyżej ceni swoje tradycje, niż modne „tryndy”. Szkoda, że tylko jedna.