ZBIÓR POJĘĆ ZAPOMNIANYCH

Usłyszałam dziś (przy okazji omawiania rejestracji na korona-wirusa), że jakaś rejestratorka na pytanie, gdzie się ma zarejestrować ktoś z Krakowa, odparła „a gdzie to jest?” No właśnie – gdzie to jest, a właściwie – gdzie my jesteśmy? Rosną pokolenia, które nie mają żadnej więzi kulturowej z pokoleniami poprzednimi – żadnej. Dlatego proponuję: zacznijmy tworzyć zbiór pojęć zapomnianych, które dla tych następnych pokoleń może będą czymś w rodzaju „Słownika wyrazów obcych”.

Zresztą, na przestrzeni naszego życia mnóstwo przedmiotów, niegdyś powszechnie użytkowanych, odeszło w zapomnienie. Już moje dzieci nie mają pojęcia, jak wyglądał „pas do ostrzenia brzytwy”, a wnuki nie słyszały o tym, że w ławkach szkolnych był specjalny „otwór na kałamarz z atramentem”. Nie mówiąc o pojęciach bardziej abstrakcyjnych, jak „Gwiazdka” np, które były nie tylko związane z pewną sferą kultury, ale i z pochodzeniem rodziny z określonej części dawnej Rzeczpospolitej. To wszystko staje się nieczytelne dla ogromnej części naszego społeczeństwa po części na skutek globalizacji, a po części na skutek zabiegów o stworzenie „nowego człowieka”. I jeden, i drugi powód jest od nas niezależny i nieunikniony w pewnym sensie. Ale oba prowadzą do konstatacji, że niedługo trudno się będzie porozumieć nie tyle z powodu braku chęci do porozumienia, ile z powodu nierozumienia wypowiadanych słów. Już w tej chwili komunikaty radiowe bywają niezrozumiałe dla ludzi tak starych, jak ja (np. „możecie państwo sobie to znaleźć w podkastach”). Z kolei nagminne używanie przez redaktorów formy „mi to zupełnie nie odpowiada” przywodzi na myśl przedwojenny „szmonces” (też nie wiecie, co to jest?) chyba Lopka Krukowskiego: „Tate, ciebi sie ktoś kłania! Nie ciebi, tylko tobie! Mi? Nie mi, tylko mnie! No przecież ja od razu mówiłem, że ciebi!” I w ten sposób, nie mając o tym pojęcia, zaczynają mówić, jak przedwojenni mieszkańcy tej, unicestwionej przez Holocaust, części społeczeństwa.