Konferencja trwała od 20 do 22 września br. Ze względu na kłopoty zdrowotne na początku tego roku nie zarejestrowałam się w odpowiednim czasie, tak że groziło mi, iż nie będę mogła wziąć w niej udziału. Gdy zadzwoniłam z tą wiadomością na zamek, dyrekcja udostępniła mi gościnny apartament na parterze, dostępny bezpośrednio z krużganka bez potrzeby pokonywania schodów, traktując mnie jako gościa. Byłam tym tak zaskoczona, że nie wiem czy wystarczająco umiałam za ten gest podziękować.
Do Brzegu przyjechałam z Andrzejem Szczudłą, który oprócz mnie przywiózł jeszcze koleżankę z Trzebnicy, a potem woził mnie na wieczorne spotkania, które się odbywały na Wyszyńskiego. W niedzielę odwiózł nas też do domu, mnie do Wrocławia, a ją do Trzebnicy. Jestem mu za wszystko szalenie wdzięczna, bo dzięki temu mogłam się czuć komfortowo.
Konferencja była zaaranżowana wspaniale, Maciek Róg osiągnął wyżyny organizacji takiej imprezy, a równocześnie potrafił (mimo nawału zajęć) służyć pomocą w różnych problemach uczestników.
Brama zamku Piastów Śląskich w Brzegu (zdjęcie skopiowane z komunikatu Maćka Roga na Facebook’u)
Nie chcę recenzować poszczególnych wystąpień, z pewnością każdy będzie mógł wyrobić sobie własne zdanie po wydaniu materiałów pokonferencyjnych. Natomiast nowością było podzielenie wystąpień na bloki, przeznaczone bądź dla szerszej publiczności na sali ogólnej, bądź dla węższego grona zainteresowanych w mniejszych salach, toczące się równocześnie. Czasem wybór był bardzo trudny gdy konkurujące ze sobą wydarzenia były równie interesujące. W przerwach dyskutowano w dalszym ciągu, korzystając z mniej sztywnej atmosfery, wymieniano się poglądami, opiniami i wrażeniami, równocześnie racząc się znakomitymi, przygotowanymi dla uczestników, smakołykami.
Na krużgankach były stoiska stowarzyszeń genealogicznych, wydawnictw, a nawet poszczególnych osób, oferujących swoje opracowania, roczniki czy podręczniki. Można było zaopatrzyć się w dowolny egzemplarz, zaopatrzony często w autograf autora lub pieczątkę wydawnictwa.
Dla mnie źródłem ogromnej satysfakcji był fakt, że obiekt mojej niegdysiejszej działalności, któremu poświęciłam kawał swej zawodowej kariery, tętni życiem i pozwala przeprowadzać tak wspaniałe imprezy. Jestem niesłychanie dumna, że swoją pracą mogłam się przyczynić do odbudowy tego „śląskiego Wawelu”. Równocześnie wspominam niemal z uwielbieniem swego szefa, prof. Jerzego Rozpędowskiego, który był „spiritus movens” takiej właśnie odbudowy dziedzińca zamkowego i który wykonanie tego zadania powierzył właśnie mnie. Dlatego pobyt na tej konferencji i to jeszcze w charakterze gościa dyrekcji Zamku był dla mnie ogromnym przeżyciem i nie wiem, czy będzie w moim życiu jeszcze jakieś zdarzenie, które by przyćmiło ten fakt.