W końcu podstawiono wagony towarowe. Ostatni kryty wagon stanął w miejscu, gdzie kończył się peron. Koło nas zatrzymał się pierwszy wagon odkryty, tzw. lora. Mieliśmy ją zagospodarować do spółki z inż. Lepszym. On zagospodarował swoją część w ten sposób, że wśród jego skrzyń utworzono coś w rodzaju pomieszczenia, w którym mogła się schronić cała jego rodzina. Moja mama nie miała pojęcia, jak sobie poradzić z załadowaniem bagaży na lorę. Zgłosili się do tej roboty jacyś Ukraińcy i mama powierzyła im załadunek naszych rzeczy. Wypytywali się, co jest w poszczególnych bagażach, a mama im to mówiła. Potem się okazało, że zapakowali część rzeczy tak, żeby nas okraść w czasie podróży. Wszystkie nasze rzeczy ułożyli w jedną stertę, która sięgała wysokości dachu sąsiedniego wagonu, a na wierzch położyli nasze sprężynowe materace i przykryli celtą, żeby zaś się to nie rozleciało, dwa pionowe słupy stanowiące część wagonu były ściągnięte jakimiś stalowymi linami. Skrzynie były ułożone w ten sposób, że należało się po nich wdrapać na górę i wsunąć pod celtę na materace. Panna Janka miała miejsce dla siebie przy tym wejściu, bardziej siedzące, niż leżące. Mogła za to czymś się osłonić, jak padał deszcz czy śnieg. My byliśmy narażeni na opady, chyba że naciągneliśmy sobie celtę na głowę. Trzeba pamiętać, że nasza podróż odbywała się w listopadzie i trwała przeszło dwa tygodnie.
Cała nasza żywność znajdowała się w dużym koszu na bieliznę. Pakujący nas Ukraińcy ustawili ten kosz na górze w ten sposób, że gdy pociąg dojeżdżał do granicy, zaczepili bosakiem o rączkę kosza i ściągnęli go z wagonu. Mama starała się go utrzymać, ale nie była w stanie. W ten sposób zostaliśmy bez jedzenia – na szczęście te rodziny z transportu, które wyładowywały się zaraz po wjeździe do Polski, dzieliły się z nami swoimi zapasami. Gdyby nie ich postawa, nie moglibyśmy pojechać dalej, bo czas podróży przez Polskę był o wiele dłuższy, niż droga do granicy. Okazało się też, że nie ma wielkiej walizy, w której były najlepsze ubrania nasze i rodziców. Też była w takim miejscu, że można ją było wyjąć bez naruszania reszty bagażu.
Może to i dobrze, że dzieci nie ze wszystkiego zdają sobie sprawę… Pewnie masz takich historii jeszcze bardzo wiele, cudnie, że się z nami dzielisz. Czyta się!